Przyszedł wreszcie taki dzień, kiedy nie musimy pędzić skoro świt do pracy. Zaczynamy urlop. Nie oznacza to jednak, że dwa tygodnie spędzimy nad wodą pośród spragnionych słońca, piwa i lodów współplemieńców. Urlop służy do głębszego odpoczynku na odludziu. Polega to mniej więcej na codziennym ogarnianiu otoczenia. Na które to czynności w codziennej gonitwie nie ma czasu. Odpoczywamy więc pracując od świtu do zmierzchu i przesiąkamy odludziem na wskroś.
Prawie skończona konstrukcja wiaty czeka na ustawienie na betonowych słupkach. Do tej pory radziliśmy sobie wyłącznie siłami naszej trzyosobowej załogi. Konstrukcję skleciłem sam z sosnowych bali o przekroju 20x20cm. Robią wrażenie, nie da się ukryć. I jest co dźwigać. Spasowanie wszystkich elementów obrabianych ręcznie piłką i dłutem jest czaso i pracochłonne. Do tego osadzanie słupa ważącego 60kg, po to, by za chwilę go sposobem wydostać z wrębu wymaga sporo siły. Na szczęście żonglerkę słupami mam już za sobą. Pozostało ustawienie konstrukcji do pionu i przykrycie dachem. Większość ludzi patrząc na leżącą na boku kratownicę z bali nie wyobraża sobie, że da się to zrobić bez pomocy dźwigu. Postaram się zrobić to własnymi siłami zaprzęgając do pomocy dorobek ludzkości z dziedziny fizyki, kilka bloczków i linek...
Nie zbudowałem domu, budynek gospodarczy pomagali mi zbudować inni, to przynajmniej wiatę postawię sam. Trzeba się mieć czym chwalić ;)
A publika jest i owszem. W każdą niedzielę, na skuterach, rowerach, samochodami i pieszo, niby bez celu zaglądają na odludzie tambylcy z okolicznych wsi. Permanentna inwigilacja, ale domyślam się, że takie zjawisko jak miastowi radzący sobie już trzeci rok w niesprzyjających warunkach, może budzić ciekawość. Niech im tam, za pięć lat będą mogli podziwiać jedynie trzymetrowy żywopłot i szczyty dachów...
Fotek na razie nie będzie, bo nie ma kiedy robić. Uzupełnimy zimową porą.
Pozdrowienia z odludzia.
Ja mam o tyle dobrze, że nie mam ludzi dookoła. do najbliższego asfaltu mam 2,5 km tak więc nikt mnie nie podgląda. Podobnie walczę z otoczeniem :-) Wygładzam poprawiam. w tym roku postawiłem altanę. Niby nic wielkiego, ale musiałem wyrównać teren utwardzić i położyć 40 kg płyty chodnikowe na które kładłem drewniane podesty. Napocił się człek ale teraz oglądam z zadowoleniem :-)
OdpowiedzUsuńNie każdemu odpowiada sąsiedztwo ludzi, dla nas strefa buforowa nie była sprawą najważniejszą, ale jak pokazuje doświadczenie dobrze mieć dookoła więcej niż kilkadziesiąt metrów luzu i jak najmniej ciekawskich oczu ;)
OdpowiedzUsuńKształtowanie otoczenia i uwydatnianie tego, co podpowiada sama natura daje czystą satysfakcję :) To chyba jeden z głównych powodów wyprowadzenia się z miasta. Możemy sobie wzajemnie życzyć jak najwięcej zadowolenia z wygładzania otoczenia :)
Dokładnie, ja staram się jedynie je troszkę porządkować chcę aby pozostało "sobą" jako i ja.
OdpowiedzUsuń