czwartek, 26 grudnia 2013

Codzienność

Sezon grzewczy w pełni, więc roboty mam sporo. Dom ogrzewany wyłącznie kominkiem, a cały opał do niego musi przejść przez moje ręce. Do tego od popielnika po wylot komina trzeba wszystko wyczyścić. Nie wyrabiam się z przygotowywaniem drewna. Rok temu miałem przygotowane kilkanaście metrów sześciennych. Wystarczyło zapakować odpowiednią ilość na wózek i zawieźć do domu. W tym roku nie było kiedy zająć tym z racji trwającej budowy budynku gospodarczego. Ten na szczęście postawiliśmy w stanie surowym przed zimą, ale teraz drewnem muszę zajmować się na bieżąco. Cięcie i rąbanie dębiny może i dobroczynnie wpływa na muskulaturę, ale przy natłoku innych zajęć staje się upierdliwe. Do tego drewno jest niedosuszone, więc i żeby nim palić trzeba trochę kombinować.
Palenie mokrym drewnem jest nieekonomiczne, nieekologiczne i niebezpieczne. Ilość mokrego drewna jaką trzeba spalić żeby uzyskać potrzebne ciepło to drugie tyle, co suchego. Do tego drewno mokre nie spala się całkowicie, tworząc całą masę dymu i cząstek stałych, które osadzają się w kominku i kominie. O ile jeszcze z szybą, czy wnętrzem kominka poradzić sobie jest łatwo, o tyle zarośnięty sadzą i smołą komin stwarza zagrożenie pożaru. Trzeba więc dosyć często wdrapywać się na dach i czyścić komin.
W ostatnich dniach udało mi się w końcu porąbać trochę więcej drewna, więc jest spory zapas. Niestety nie można spocząć na laurach, bo rezerwy bardzo szybko ulatują w niebo. Więc po świętach trzeba będzie znów odpalić piłę i siekierę.
Takie widoki, jak w zeszłym roku można sobie tylko powspominać...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz