Od czego by tu zacząć... Dużo się dzieje i wiele spraw umyka w zapomnienie. Wypada choć kilka z nich uratować dla potomności.
Jeśli chodzi o przyrodę, to zazieleniło się i zakwitło wszystko dookoła. Pasowałoby wrzucić kilka fotek dla zobrazowania, tylko oczywiście nie ma czasu ich zrobić. W zakładce przyroda można dodać jeszcze przybycie na nasz pokład nowego mieszkańca. Nazywa się Frędzel i jest psem przybłędą. Kiedy się pojawił w zeszłym tygodniu poobijany i cały w kleszczach wpadł od samego początku w ręce żony. Nawet nie pisnął, kiedy żona usuwała kolejnych krwiopijców z gęstej sierści. Frędzel lubi głaskanie i ciągle domaga się pieszczot, czym oczywiście powoduje zazdrość u Happy. Co chwilę wybuchają utarczki, a to o aprobatę żony lub córki, a to o kija, którym akurat oboje w jednej chwili chcą się bawić. Frędzel gania nasze koty, które nagle musiały zacząć się pilnować, żeby nie wchodzić mu drogę.
Frędzel jest kloszardem, taki psi Majster Bieda. Przez chwilę nawet myśleliśmy, że już nas opuścił, ale tylko się na chwilę zawieruszył. Pełna miska w jego sytuacji działa jak magnes. Nie przyzwyczajamy się do jego obecności. Poprzedni przybłęda Korniszon równo rok temu zniknął dosłownie z dnia na dzień. Chwilę musieliśmy przyzwyczajać do jego nieobecności.
Jaka będzie przyszłość Frędzla na odludziu trudno powiedzieć. Daje się lubić i zbytnio nie rozrabia, jeśli tylko sam nie podejmie decyzji o dalszej wędrówce może z nami zostać. Happy czując konkurencję zaczęła wreszcie się zachowywać. Obecność nowego kumpla dobrze jej zrobi.
W historii zdarzeń można odnotować fakt przypadkowego uczczenia lanego poniedziałku w sposób zgodny z tradycją. Hydrofor stojący w piwniczce zrobił śmigusa dyngusa żonie, która wybrała się do piwniczki po zapasy. Mimo swojego niewielkiego wieku skorodował w dekielku rewizyjnym pryskając wodą pod ciśnieniem czterech atmosfer przez niewielki otworek. Na szczęście ze zbiornika nie wydostało się zbyt wiele wody i obyło się bez wypompowywania jej z piwniczki.
Niestety trzeba się było zająć pacjentem w dzień świąteczny. Chcąc nie chcąc musiałem wypuścić kilkanaście wiader wody. Po zdemontowaniu dekla ubytek został wypełniony śrubą M6 uzbrojoną w dwie gumowe uszczelki. Na jakiś czas powinno zadziałać. Sposób trochę jak łatanie poszycia okrętów podwodnych, ale w świąteczny dzień nawet w mieście sklepy z hydrauliką nie działają. Jak zwykle improwizacja.
Poza awarią w lany poniedziałek, w czasie urlopu udało nam się zalać fundament pod wiatę przy garażu. Za tydzień będzie można stawiać konstrukcję. Z tym pewnie trochę zejdzie, bo belki słusznych rozmiarów, a do pomocy tylko szwagier co którąś sobotę. Znów będzie improwizacja, ale ci, którzy stawiali piramidy też nie mieli łatwo... :)
W tym roku ruszamy z ogrodem warzywnym. Grunt już przygotowany i posiane to i owo. Co urośnie zobaczymy. Na tunelu pomidorowym musieliśmy wymienić folię. Poprzednie poszycie uszkodził lód i bardzo silny wiatr. Nadawało się tylko do pocięcia na małe elementy przedniej i tylnej ściany.
W międzyczasie powstało kilka stojaków na kwiaty. Niestety większość elementów kutych przez kowala z marketu "nikt nie pobije naszych cen". Na własną małą kuźnię przyjdzie jeszcze czas.
Wypada wszystkim czytelnikom życzyć dobrej wiosny :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz