sobota, 19 grudnia 2015

Aktualizacja

Jesień minęła jak poranna mgła. Przymrozki szybko uporały się z liśćmi, nie dając szansy na radość z przyglądania się żółciom i czerwieniom. Wszystko zdmuchnęły potężne wichry, które przetaczały się kolejno nad odludziem. Ostatni 13 grudnia powalił naszego potężnego kasztanowca niczym zabawkę. Jak zwykle, gdy kończy się żywot jakiejś trwającej na odludziu istoty, tak i tym razem dość mocno przeżyliśmy tą stratę. Na szczęście nic poważnego nikomu się nie stało. Pień przygniótł ułożone deski szalunkowe i czeka na uprzątnięcie. Większość drewna zostanie spożytkowana na rzeźby, więc w jakimś sensie ofiara kasztanowca nie pójdzie na marne. Mimo tego kasztanowiec zdecydowanie lepiej wyglądał trzymając pion. Teraz w miejscu gdzie rósł niebo razi pustką.

Na początku listopada, w ciągu kilku dni energetycy rozebrali psującą widoki na las linię wysokiego napięcia. Przewody zdemontowano, a słupy po odcięciu nóg od fundamentów poprzewracała koparka. Leżą tak nieboraki pogięte do tej pory, ponieważ nie da się do nich niczym dojechać. Pola rozmiękły od jesiennych opadów skutecznie broniąc dostępu. Nasza radość związana z uwolnieniem krajobrazu od szpecących kratownic była trochę przedwczesna. Przez całą resztę listopada ekipy budowlane wykonywały fundamenty pod nowe słupy. Wielka wiertnica wgryzała się na osiem metrów w głąb ziemi, potem otwór był wypełniany zbrojeniem i betonem. Nim jednak zaczęły się jakiekolwiek prace, drogowcy przystąpili do utwardzania naszej drogi, którą przedłużono na wprost przez pola. Kilkaset wywrotek gruzu zostało wysypane w rozmiękłą ziemię i wyrównane maszynami. Niestety nie na odcinku dochodzącym do odludzia. Nasz kawałek drogi został zdewastowany przez kilkudziesięcio tonowe betoniarki i wywrotki. Remont drogi zapowiedziano dopiero wiosną po zakończeniu budowy nowej linii wysokiego napięcia. Do tego czasu jedynym środkiem transportu jakim można dojechać do domu jest samochód terenowy. Większość osobówek zawraca ubłocona już na początku drogi. Nieliczni szaleńcy pozostawiali w błocie plastikowe wyposażenie swoich pojazdów sterczące pomiędzy głębokimi do kolan koleinami. Nawet ekipy budowlane czekają na mróz z montażem nowych słupów, bo dojazd do fundamentów nawet dla specjalistycznych pojazdów terenowych jest mocno utrudniony.

Na samym odludziu działania idą swoim tempem. Zakres aktualnych prac określa panująca pogoda i warunki jakie stwarza. W ciągu trzech miesięcy została zrobiona nowa nitka kanalizacji łącząca przyszłą kuchnię letnią i zbudowaną przy niej toaletę z oczyszczalnią. Zostały wykonane ławy fundamentowe i część ścian zewnętrznych, a także podstawa komina. Na ścianie warsztatu została przymocowana belka, która będzie podtrzymywała krokwie dachu nad kuchnią i toaletą. Do ściany zewnętrznej zamocowałem belkę podwalinową na wbetonowane kotwy. Na niej będą oparte słupy i krokwie. W obrysie ścian zrobiłem podsypkę pod posadzkę, udało się ją nawet zagęścić, choć łatwo nie było, ponieważ zagęszczarka wibrując tworzyła piaskowe bajoro z mokrej podsypki i sama w nim tonęła. Kiedy pogoda nie sprzyja pracom budowlanym zabieram się do roboty w warsztacie. Właśnie kończę budować giętarkę do blachy. Powstaje ze złomu i jak oceniam jej koszt będzie siedmiokrotnie niższy niż sprzęt dostępny na rynku. Do tego konstrukcja będzie mogła być demontowana i bez kłopotu przechowywana. Giętarka, której do tej pory używałem była pożyczona i ważyła około trzystu kilogramów. Jakiekolwiek przestawianie takiego ciężaru było problemem. Wróciła więc do właściciela. Niestety tego typu sprzęt jest niezbędny przy wykonywaniu obróbek dachowych. Trzeba było więc zbudować własną. Może nie jest profesjonalna i można giąć nią arkusz blachy szeroki na 125cm, ale na moje potrzeby jest w sam raz. Przyda się zapewne jeszcze przy rozbudowie odludnej infrastruktury.

Budowa na etapie fundamentów, na szczęście już jesteśmy trochę wyżej.

Prowizoryczne zadaszenie miało powierzchnię 60m2 i się nie przydało, choć prognozy pogody były kiepskie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz