niedziela, 2 lutego 2014

Troszkę mnie nie było...

Przez trzy doby byliśmy odcięci od świata, a jedynym środkiem transportu jaki pozwalał na dotarcie do cywilizacji były własne nogi.
Przez trzy dni usiłowaliśmy telefonicznie uświadomić urzędasom z gminy, że zasypana śniegiem droga, to nie jest jedynie nasz problem, bo są jeszcze we wsi starsi schorowani ludzie. Kończyło się na obiecankach i wytłumaczeniach, że pogoda jest, jaka jest, więc trzeba czekać... Jak się okazało nawet nie mieli pojęcia jak dużo śniegu trzeba przekopać. Łącze telefoniczne robiło się coraz bardziej gorące, ale nie przekładało się to w żaden sposób na poprawienie sytuacji. W końcu jednak jakiś pług utknął w zaspie 150m od domu, wycofał się i żona otrzymała telefon, że jesteśmy odkopani... Na drodze co prawda prócz zasp wyrosła dodatkowo trzymetrowa skarpa śniegu usypana z wielkim wysiłkiem przez pług, więc w niczym nie zmieniło to naszego położenia. Żona zadzwoniła do pana z gminy po raz kolejny z żądaniem odśnieżenia drogi. Pan był lekko zdziwiony, bo uważał, że sprawa jest zakończona. Niestety trzeba było wysłać do nas poza pługiem koparkę. W końcu udało się udrożnić przejazd. Pozytywnym skutkiem naszej natarczywości jest to, że teraz nawet w weekend pług przyjeżdża przed ósmą rano... :)

Wczoraj wojewodzina lubelska strzeliła przed kamerami focha, mówiąc, że mieszkańcy powinni powiadamiać lokalne władze o problemach, a nie od razu lecieć ze wszystkim do tvn24. Jak widać dopiero media mogą coś w tej sprawie zrobić. Nam na utarczkach z gminą zeszło trzy dni, podczas których musieliśmy pokonywać po kilkanaście kilometrów dziennie przez oblodzone pola i dwumetrowe zaspy, po których można się tylko czołgać, bo w standardowej postawie piechura człowiek zapadał się w śnieg powyżej pasa. Wszystko to w czasie bardzo kiepskich warunków pogodowych, silnego wiatru i sypiącego śniegu, bardzo często już po zmroku. Do takich podróży w wersji extrim trzeba mieć kondycję i być dobrze przygotowanym, bo łatwo o tragedię.
Nie żalę się, w końcu sami chcieliśmy zamieszkać z dala od cywilizacji. Jednak mieszkamy we wsi, do której prowadzi utwardzona droga, której utrzymanie jest w gestii gminy. Egzekwowanie podatków nakłada także jakieś obowiązki. Niestety o tym trzeba niektórym urzędnikom na bieżąco przypominać.

Sytuacja na razie się unormowała. Dojazd jest, śnieg nie pada, wiatr wieje troszkę słabiej. Pozostało jeszcze tylko zreperować osiołka, bo wytrzymałość sznurka od snopowiązałki może nie wystarczyć, kiedy znów przyjdzie przebijać się przez zaspy. Chyba trzeba będzie zainwestować w skuter śnieżny. Wtedy takie problemy staną się tylko przyjemną rekreacją ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz