Stało się. Dziś musiałem się poddać w walce z zaspami. Mimo usilnych prób przedostania się jakąkolwiek drogą do pracy. Na dodatek zrobiłem krzywdę osiołkowi. Urwałem reduktor z trzech poduszek jakie go mocują do ramy. Prowizoryczna naprawa przy użyciu sznurka pozwoli dojechać do miasta po części. Jest tylko mała drobnostka, dziś nie było żadnego pługa. Zaspy miejscami sięgają ponad metr. Naniesiony śnieg jest ciężki i w żaden sposób nie można go przebić siłą pędu. Samochód osiada na ramie i miele kołami ponad drogą. Nie ma na to rady, trzeba czekać na poprawę pogody i pługi.
Na kolację będzie dziś herbata z rumem. Leżąc pod samochodem w garażu, którego w żaden sposób nie dało się przy silnym wietrze ogrzać, zmarzłem na kość. Wiatr gwizdał szczeliną pod bramą garażową z siłą konkretnego wentylatora prosto na mnie. -10 daje temperaturę odczuwalną w okolicach -32. Gołymi rękami nie wiele można było zrobić, a rękawice przeszkadzały we wszystkim. Jakoś powiązałem wszystko do kupy i mam nadzieję, że sznurek wytrzyma. Lubię improwizować, ale takie sytuacje to już przesada. Niestety nic innego zrobić się nie da.
Na odludziu trzeba być pokornym, choćby nie wiem jak mocno gniotła nas ambicja i poczucie obowiązku. Miejskie nawyki wychodzą przy takich okazjach jak złe duchy. Sytuacja jest podobna do tej z marca ubiegłego roku. Sąsiedzi przywykli latami i siedzą w ciepłych domkach oglądając seriale. Mnie nosi i wodzi na pokuszenie jak pisze Adam Ziemianin:
" (...) Bo mnie nosi i wodzi
Na zatracenie i na pokuszenie
Po całym domu i po strychu też mnie nosi...
Tylko czekać jak mnie rozniesie."
Wyleczyłbym osiołka, a tu nie ma jak. Dobrze, że przynajmniej innej roboty nie brakuje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz