Nigdy nie podejrzewałem, że przyjdzie mi pracować w miejscu, które wielokrotnie jako dzieciak odwiedzałem w celu obejrzenia filmu, czy przedstawienia. Sala widowiskowa mieszcząca ponad trzysta miejsc pozwalała na wszechstronne wykorzystanie. Ćwierć wieku temu znałem ją tylko od strony widowni. Wielki ekran na którym oglądało się "Powrót do przyszłości", "Rambo" czy "Gwiezdne wojny" z obowiązkową "Kroniką Filmową" na początku, oraz scena na której zdarzyło się zobaczyć kilka znanych osób...
Dziś kina już nie ma, pozostał tylko ruchomy ekran teraz ukryty za kurtyną. W kabinie projekcyjnej z podłogi sterczą wiązki przewodów. Po projektorach pozostały ciemne ślady na posadzce, kilka szpul z kawałkami filmów nawiniętymi niedbale walają się po podłodze. Działają tylko jeszcze dzwonki przywołujące na seans...
Po wytartych deskach sceny chodzi się jakoś dziwnie. Nawet wtedy, gdy sala jest zupełnie pusta i pogrążona w półmroku mam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jest jednak w tym miejscu jakiś magnes, który przyciąga mnie powodując, że lubię tam przebywać. Obojętnie, czy montuję scenografię, czy też znikam w orkiestronie, za którym uporządkowałem sobie mały magazynek na moje plastyczne wyposażenie. Wszystkie kąty za kulisami już przejrzałem. Znalazłem ponad dwumetrowy głośnik kinowy, który w dawnych latach wprawiał w drżenie podłogę na widowni, gdy Han Solo razem Lukiem Skywalkerem naparzali z laserowych dział Sokoła Millenium do imperialnych myśliwców TIE...
Cała maszynownia kulis i kurtyn oraz ramp oświetleniowych opiera się na systemie bloczków i lin, z ciężkimi przeciwwagami. Wszystko działa, choć pasowałoby użyć tu i ówdzie odrobiny smaru. Poruszanie tego wszystkiego ręcznie wymaga sporej siły w rękach.
Kilkanaście scenicznych reflektorów potrafi jeszcze nieźle podnieść temperaturę swymi kilowatowymi żarówkami. Wiązki przewodów zasilających nikną w obszernej transduktorni pod sceną. Wszystko potężne i solidne, choć wiekowe. Wymagające ciągłej troski i konserwacji.
Daleko temu sprzętowi do nowoczesnych urządzeń jakie wykorzystuje się przy oświetlaniu planów filmowych, czy wielkich scen. Jednak dzieciakom, które występują na scenie daje namiastkę uczestniczenia w wielkim przedstawieniu. Kto wie, może kiedyś sami będą tworzyć swoje przedstawienia jako reżyserzy, albo aktorzy.
Mimo, że czasy świetności scena ma już chyba za sobą, to czuć gdzieś w przestrzeni jakiegoś ducha, który dba o odpowiednią atmosferę tego miejsca. Mi pozostaje robić wszystko, żeby to uczucie udzielało się widowni, która czasem zasiada oglądając kolejne przedstawienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz