sobota, 28 grudnia 2013

Powrót do przeszłości


Ilość ostatnio zamieszczanych postów może nieco zdezorientować kogoś, kto nie zagląda tu zbyt często. Jednak kilka tematów musiało zostać uzupełnionych w trybie przyspieszonym, aby nie mieszać przeszłości z teraźniejszością. Tak więc nie należy się obawiać nadmiernej aktywności z mojej strony w kwestii zamieszczanych postów. Obiecuję, że już niedługo będzie normalnie.
Póki co jednak powrócimy do przeszłości w celu zobrazowania z czym przyszło nam się zmierzyć na naszej odludnej drodze życia.

Gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy naszą wieś wszystko wokół było pokryte śniegiem. Sam dom był gruntownie wyremontowany, wyposażony w nowe instalacje i wszelkie udogodnienia. Tylko z zewnątrz wyglądał jak zwykły wiejski domek. Na posesji umiejscowione były jeszcze stare zabudowania gospodarcze- spichlerz z dziurawymi ścianami, stojący tuż obok domu,
szopa na drewno, w której żadna ze ścian nie trzymała pionu, a samo przytwierdzenie do powierzchni ziemi odbywało się wyłącznie poprzez działanie grawitacji. Stała jeszcze jedna szopa z dziurawym dachem. Poza tym wszystkim sporo było pozostałości po obórkach, chlewikach, kurnikach i stodole, wszystko w postaci mniej lub bardziej posunięte w ruinę.

Szopka na drewno z pochylonymi ścianami.
Spichlerz- dziurawe ściany i eternit na dachu
Szopa- dawny garaż na ciągnik, w głębi ruinki obory.
Ruiny obory, chlewika i kurnika.

Jak widać na zamieszczonych fotkach żaden z budynków poza domem nie nadawał się do remontu. W ciągu pierwszego roku rozebraliśmy spichlerz i szopkę na drewno. Teren pod tymi budowlami został zrekultywowany i obecnie nie ma po nich śladu. Ostatnia szopa przetrwała do tego roku i została rozebrana pod budowę nowego budynku gospodarczego. Wszystkie ruinki posłużyły jako materiał na gruz.
Nawet poprzedni właściciele byli pod wrażeniem wykonanych prac. Większość zrobiliśmy własnymi rękami oraz dzięki pomocy rodziny. Jedynym sprzętem mechanicznym jaki uczestniczył podczas rozbiórki był srebrny osiołek. Przewracałem nim za pomocą liny kolejne ściany.

Problem zaniedbania w otoczeniu naszego domu nie kończył się wyłącznie na ruinach. Sporym wyzwaniem stała się kreda wydobyta spod powierzchni ziemi przy budowie oczyszczalni ścieków i wielkiej dziury w ziemi, która wyglądała jak krater po uderzeniu meteorytu, a w założeniu miała być w przyszłości sadzawką.

Biała substancja na powierzchni ziemi to nie śnieg, a kreda...

W tym miejscu jest drenaż oczyszczalni, znów kreda.

Krater o głębokości trzech metrów- niedoszła sadzawka
  Większość powierzchni działki pokrytej kredą już przywróciliśmy do normalności. Większe kamienie zostały wybrane i wywiezione do "sadzawki". Tam gdzie było to możliwe, równając teren oczyszczaliśmy ziemię i zasypywaliśmy jej cienką warstwą kredę. Posiana trawa skutecznie przyczynia się do zasłaniania kolejnych łysych białych placków.

Kredowa skarpa obsypana przesianą ziemią

Dom jeszcze przed dobudowaniem tarasu i pomalowaniem dachu.

Widok z lata tego roku.
Sam dom nie miał pomalowanego dachu i zrobionej podsufitki, wszystko zrobiliśmy jeszcze w pierwszym roku po przeprowadzce.

Ktoś kto myśli, że zamieszkanie na wsi przyniesie mu spokój, ukojenie i mnóstwo wolnego czasu, musi wiedzieć, że taki obraz rzeczywistości można spotkać tylko w filmach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz