sobota, 11 stycznia 2014

Ciągle się uczę...



Przez chwilę mnie nie było, ale mieszkanie na odludziu nie zwalnia od podróży służbowych. Niestety praca zabiera sporo czasu i nie wiele można na to poradzić. Przynajmniej na razie.

Co słychać na odludziu? Do tej pory było cicho i spokojnie. Ostatnio jednak pojawiły się jakieś wichry wieszczące zmianę pogody. Idą mrozy i zima chyba w końcu zawita i u nas. Powrót do domu pozwolił znów zająć się pracą przy kozie, która będzie ogrzewała warsztat. Niby prościzna, a jednak w nawale innych obowiązków trudno ją skończyć. Bez niej wszelka aktywność warsztatowa zaniknie z chwilą obniżenia się temperatury poniżej zera. O budowie pługa do srebrnego osiołka mogę wtedy zapomnieć. Gdy odludzie przywali śniegiem będzie nie wesoło...

Życie w takim miejscu wiąże się ciągłym ustalaniem spraw priorytetowych. Najczęściej wpływ na to co mam do zrobienia ma pora roku i pogoda. O ile od wiosny do jesieni jest jako taki luz,
o tyle zima rządzi się swoimi prawami. Podstawą funkcjonowania domu jest sprawne ogrzewanie i odpowiednia ilość opału. Rozwiązania jakie wprowadził poprzedni właściciel wymagają delikatnych korekt. Kominek działa bardzo dobrze, ogrzewanie podłogowe zasilane z nasady kominkowej również. Jedynym mankamentem tego systemu jest mała akumulacja ciepła. Po sezonie grzewczym zechcę zbudować potężny akumulator ciepła nad kominkiem. Na stalowym stelażu chcę ułożyć kilkaset cegieł, które będą pochłaniały ciepło, by przedłużyć jego oddawanie do wnętrza domu. Wydłużenie tego czasu powinno poprawić komfort cieplny. Teraz, gdy wracamy do domu po całym dniu w pracy, kiedy nie można pozostawić płonącego ognia w kominku, wnętrze szybko się wyziębia. Doprowadzenie go do odpowiedniej temperatury zajmuje 2-3 godziny. Nie jest to wiele, bo dom murowany byłoby "rozkręcić" dużo trudniej.



Z dziecięcych lat pamiętam nasz mały drewniany domek z kaflowym piecem i kuchnią węglową. Powroty w mroźne dni wiązały się zawsze z oczekiwaniem na rozgrzanie wnętrza domu pod kołdrą... Niby nic przyjemnego w tym nie było, jednak nasz obecny dom wiele z tamtych chwil przypomina. Jest w tym jakaś magia... :)

Codzienność dyktowana przez Naturę ma swoje dobre strony. Na wszystko przychodzi pora
i każda sprawa, czy czynność muszą mieć swoje miejsce w odpowiednim czasie. Wymaga to sprawnego planowania i dopóki człowiek nie pozna "miejscowych" zwyczajów panujących w przyrodzie, sporej pokory.
Dla mieszczucha sezon grzewczy zaczyna się próbnym napełnieniem instalacji centralnego ogrzewania. Wieśniak o sezonie grzewczym musi myśleć dwa lata wcześniej kupując drewno do kominka- żeby zdążyło wyschnąć.

Stan równowagi pomiędzy człowiekiem a przyrodą, po przeprowadzce z miasta na wieś, według moich obliczeń nastąpi dopiero po trzech latach. Ten czas potrzebny jest na samodzielne nauczenie wszystkich niuansów i zależności. O wiele łatwiejsze jest nauczenie tego wszystkiego od kogoś, kto tą całą wiedzę już posiada...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz