poniedziałek, 3 listopada 2014

Kajtkowe wieści

Kilka osób pytało mnie już, w jaki sposób poradzimy sobie z boćkiem w zimie. Wzbudziły w nas tymi pytaniami wiele wątpliwości. Postanowiłem wyjaśnić na ile mogą być uzasadnione. Po konsultacjach z dr Andrzejem Kruszewiczem, dyrektorem warszawskiego zoo, który uratował setki bocianów w swoim azylu, jesteśmy już spokojniejsi. Dostaliśmy listę zaleceń co do odżywiania Kajtka i zabezpieczenia mu odpowiednich warunków zimą. Dr Kruszewicz zapewnił nas, że nie mamy się o co martwić. Bociany spokojnie wytrzymują dziesięciostopniowe mrozy i dopiero poniżej tej temperatury trzeba zapewnić im miejsce w pomieszczeniu. Może być to zwykła stodoła. Ogrzewany garaż to już ekstrawagancja...

Kilka dni temu Kajtek przebiegł obok mnie z kępą zeschniętej, skoszonej trawy w dziobie. Po chwili znów pognał z kolejną kępą za dom. Za jakiś czas zobaczyłem jak zasuwa z patykiem, potem poniósł następnego. Powoli, żeby go nie spłoszyć podszedłem zobaczyć co on tam kombinuje. Okazało się, z Kajtek zaczął budować gniazdo. O ile budowa na szczycie piwniczki nie byłaby niczym szczególnym, o tyle składanie budulca na tarasie może już lekko dziwić. Do tego nie pozwala posprzątać tej swojej kupki patyków. Zapewne ma to dla niego jakieś znaczenie, więc staramy się nie ingerować. Taras do wiosny i tak będzie wyłączony z użytku, więc kilka patyków może sobie na nim leżeć.



Kajtkowe loty są już na tyle stabilne, że pozwala sobie na precyzyjne lądowania na słupie. Staje tam sobie na kilkadziesiąt minut i obserwuje otoczenie, od czasu do czasu układając piórka. Coraz częściej ciekawość przyciąga go w okolice garażu, gdzie akurat majstruję wózek. Staje przed wejściem i zagląda przez otwartą bramę do środka. Wykorzystuję te jego odwiedziny do podawania mu jedzenia. Kiedy przyjdą mrozy o wiele łatwiej będzie można go zwabić do środka.

Jeszcze kilka słów o nowym mieszkańcu odludzia. Kilka tygodni temu zaginęła nasza kotka Gabcia. Poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Zapewne spotkała ją jakaś zła przygoda. Niestety mamy nie wielki wpływ na otaczającą nas przyrodę i takie historie musimy traktować jako normalną kolej rzeczy. Brak kotki kiepsko wpływał na nasze samopoczucie. Zwyczajnie w domu brakowało nam kogoś. Żona znalazła ogłoszenie, w którym ktoś z sąsiedniej wsi chciał za darmo oddać kilka małych kotków. Od tygodnia nasz dom dewastuje ten oto stworek, ma na imię Kluska.











Słodziak kiedy śpi. Niestety strzelić jej fotkę, kiedy biega po domu, to rzecz chyba niewykonalna. Kluska ma nadpobudliwość, żeby nie powiedzieć ADHD. Ale to ostatnio modne...

Nie uważam się za wielkiego grzybiarza, ale takiej okazji trudno było odpuścić. Nasze przydomowe zagłębie opieńkowe. Do lasu to ja mogę pójść na spacer, grzyby zbieram pod domem.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz