Jakiś czas temu rozpocząłem współpracę z Klubem Batalionowym. Jako instruktor prowadziłem zajęcia plastyczne z dziećmi i dorosłymi. Praca była o tyle ciekawa, że praktycznie poza stałymi obowiązkami mogłem robić różne rzeczy, które wykraczały daleko poza wymagania moich szefów. Taka sytuacja przy szerokim spektrum zainteresowań wydawała się być wymarzoną. Niestety pogodzenie pracy w dwóch firmach i w dwóch diametralnie różnych zawodach okazało się być trudnym do realizacji. Powstawały sytuacje, kiedy przemieszczałem się tylko z jednego miejsca pracy do drugiego. Maratony bez snu dochodziły do 48 godzin. W pewnym momencie nawet coś co daje wielką satysfakcję stało się nie wystarczające. Tym bardziej, że gratyfikacja finansowa ze współpracy z wojskiem wystarczała na pokrycie kosztów przejazdu... Nigdy moim priorytetem nie było dążenie do zarabiania wielkich pieniędzy. Jednak najważniejszym czynnikiem, który spowodował rezygnację było permanentne przemęczenie. Minął miesiąc zanim doszedłem do siebie.
Człowiek ma granice wytrzymałości i o ile jednostkowe przekraczanie tych granic nie powoduje jakichś perturbacji, o tyle stałe przeginanie staje się destrukcyjne. Trzeba o tym pamiętać. W moim przypadku musiałem zrezygnować z pracy, która dla mnie była czystą przyjemnością. Są jednak w życiu sprawy ważniejsze i czasem trzeba odpuścić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz